Macie ulubione mydełko, takie bez którego nie wyobrażacie sobie kąpieli. Oczywiście myślę o mydłach w kostkach: szarych, kolorowych, krojonych z bloku, czy popularnych mydłach drogeryjnych...?
Ja niestety takiego nie mam :-( bo lubię chyba wszystkie kostki, oczywiście te bez zbędnych chemicznych substancji, nachalnych substancji zapachowych czy takich po których skóra swędzi jak diabli i nic tylko ponownie wskoczyć pod prysznic. Swojego czasu miałam tak z FA, ładnych parę lat temu, z braku laku musiałam go użyć i efekt był taki, że skóra poczerwieniała jak po różyczce i nawet specjalny krem dla niemowląt nie dał sobie rady.
Ponieważ uwielbiam, podkreślam słowo uwielbiam kosmetyki i mydła z mlekiem, stąd mój wybór padł na marsylskie z oślim mlekiem. Sama nie wiem ile tego mleka w mydle jest, ale skóra faktycznie po umyciu była jak pupcia niemowlęcia.
Mydło nie ma intensywnego zapachu, jest prawie białe, kremowo się pieni i jest bardzo wydajne. Moje mydło po kilku myciach wygląda jak prawie nieużywane.
Można powiedzieć, że osioł zaskoczył mnie pod prysznicem. Chociaż zawsze powtarzam, że tłuste mleko kozie jest najlepsze, tym razem zwracam honor i obstawiam osiołka... przynajmniej na razie :-)
A Wy macie swoich ulubieńców w kostkach, nie mylić z kostkami czekolady :-)
Pozdrawiam ciepło WieFiorka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz